W mitycznym mieście na mitycznym końcu świata pełno jest aparatów, goretexów, innych texów, plecaków. Słowem raj backpeckerski. Stoimy burta do francuskiego jachtu, w okolicy krąży inny polski jacht typu rigiel o nazwie Nasha Chata. Spotkaliśmy dziś na ulicy członka jego załogi, dziwne poznaje się Polaka na odległość. Nasha Chata miała asekurować wyprawę śladami Darwina otkrytopokładową łodzią dookoła Hornu, ale coś nie zagrało i teraz Jerzy na Selmie ma na to szanse. My dzisiaj spędziliśmy dzień w muzeach, wieczór kroi się w restauracji. Jutro kurs na Buenos Aires, a tam 30 stopni i klimat dekadencji.
Pozdrawiam wiernych czytelników, to chyba ostatnia odsłona bloga, chyba ze...
Niedługo zobaczymy się w Polsce.
Pozdrawiam
Norbinho.