Puerto Piramides
Dziś wybraliśmy się na wielorybową wycieczkę na półwysep Valdez, a konkretnie Golfo Nuevo. Po drodze przewodnik opowiadał historie z mchu i paproci o patagońskiej faunie, straszna nuda. Najciekawszym ze zwierzaków lądowych okazał się struś, z dwunastoma małymi strusiami, bo tutejsza odmiana lamy guanako, pingwiny, słonie morskie i mara czyli patagońska świnka morska nie zrobiły na nas jakiegoś piorunującego wrażenia. Ewa właśnie stwierdziła, że wrażenia smakowe podczas konsumpcji tych zwierzaków byłyby z pewnością ciekawsze.
Dopiero whale watching za dodatkowe 100 peso wynagrodziły nam trudy 140 kilometrowej podróży, napchanym busem, wraz z 32 letnim Niemcem podróżującym ze swoją mamą, dwiema Amerykankami, Włochem, dwójką Francuzów i sam nie wiem z kim jeszcze.
(Dla backpackersów – do Puerto Piramides kupcie zwykły bilet na terminal de omnibuses a dopiero na miejscu wykupcie whale watching bo naprawdę warto.)
Pokaz wielorybich akrobacji okazał się niesamowitym widowiskiem, samica z małym, młody wieloryb, który popisywał się wyskokami nad wodę i godowe zaloty, (gra wstępna:) naprawdę warte są obejrzenia. Właśnie trwa sezon godowy (jest przecież wiosna), czym nasz argentyński przewodnik Mauricio zachwycał się i opowiadał o technice seksualnej wielorybów przez dobrą godzinę. Jest coś na rzeczy, bo w powietrzu czuć jakieś dziwne napięcie tudzież fluidy wysyłane przez porozumiewające się telepatycznie wieloryby. Zapewne ciekawi jesteście jak one to robią. Z relacji Mauricio: -) podobno samica leży na placach, dwa inne walenie podtrzymują ją tworząc swojego rodzaju poduszkę a w tym czasie samiec w najbardziej klasyczny sposób, wpływa na nią i doprowadza do seksualnego aktu. Na pytanie czy mogłoby to się odbywać niejako odwrotnie czyli z samcem podtrzymywanym przez dwa inne walenie i samicą u góry Mauricio nie potrafił odpowiedzieć:)
Wracając kupiliśmy 6 kg lomo, co powinno wystarczyć nam do Islas Malvinas a wieczorem wszyscy byliśmy styrani, jedni wycieczką, inni trzykrotnym włażeniem na maszt, spowodowanym koniecznością wymiany fału od pocerowanej gieni. Zostaliśmy więc na Selmie i przy Malbec, serze i oliwkach Jerzy zarządził dla załogi zajęcia kulturalne czyli wspominanie kto gdzie kiedy w jakich warunkach i z kim żeglował, połączone z koncertem Morcheby.
Pozdrawiam czytelników
N
Ps czy ja Was czasem nie zanudzam, nie martwcie się od jutra zero relacji aż do samych Islas MALVINAS!!!!