A hoj Lądowe Szczury i Morskie Wilkołaki!
Po 36 godzinach nieprzerwanej podróży dotarliśmy z Ewą do Puerto Madryn.
Podczas postoju w Buenos Aires zabłądziliśmy do lokalnego baru na lotnisku Ezeiza, gdzie dwie porcje Choriso, przypominało wielkością pół krowy:) Turystyka kulinarna - zawsze ją uwielbiałem ...:), w cholerę z moja dieta:)
Patagonia przywitała nas na lotnisku Trelew ciepłym i silnym wiatrem. Bruce Chatwin pisał, ... wieczorem będzie tu taki wiatr, ze będzie przewracał krowy:)... i taki tez wiał. Potem było już tylko przyjemne uczucie zmęczenia podróżą, towarzyszący mu letarg, pewne splatanie, spowodowane także przesunięciem w czasie.
Jerzy i Alka czekali na nas na molo skąd przepłynęliśmy dingy na zakotwiczoną daleko Selmę. Każdorazowa podroż dingy z Selmy na molo i z powrotem kończy się przemoczeniem przynajmniej części garderoby. Tutejszy wiatr (od lądu) prawie nigdy nie spada poniżej czterech B, a w szkwałach dochodzi do sześciu, Dlatego sztormiaki są nieodzowne. Zostawiamy je potem na dingy, żeby się nie ugotować, bo temperatura dochodzi do 25 stopni.
Mimo zmęczenia wybraliśmy się jeszcze na mariscosy, które w tutejszym wydaniu są doskonale - (turystyka kulinarna ciąg dalszy:) - jestem na nią skazany:)))
A teraz cos z morskich opowieści: wiemy już o wielorybach, które są właśnie w okresie godowym, co tez czuć wyraźnie w powietrzu:) W miłosnym akcie wielorybom pomagają ich pobratymcy, którzy podtrzymują jednego (lub jedna) z nich na plecach. Rozmnażają się bowiem tylko w najbardziej tradycyjny sposób:) a że nie mogą pływać na plecach (i w trakcie konieczna jest pomoc dwóch innych.
Dziś rano przy kawie Jerzy wąchając wiatr stwierdził - pogoda na wieloryby:). Czekają nas jeszcze zakupy, założenie nowego fału od naprawionej gieni. Jutro w planach mamy całodniową wyprawę do parku narodowego na Półwysep Valdes, będą tez nowe wiadomości, bo następne dopiero z Malvinas.
Pozdrawiam Wszystkich
Norbinho